czwartek, 21 sierpnia 2008

Rishikesh - relaks bogatego bialasa

Czekac na Mira i Kaske tydzien w Delhi samemu to pomysl mniej wiecej tak samo fajny jak wrzucenie kota do mikrofalowki, wiec czym predzej postanowilem sie przemiescic w jakas spokojniejsza okolice. Wybor padl na Himalaje i poczatek Gangesu(taka duza duza rzeka), miejsce gdzie mozna odnowic swoja karme (czy co tam sie odnawia). Wszystko wygladalo pieknie - kupilem bilet na luksusowy autobus w sam raz dla szastajacego hajsem turysty z dalekiego zachodui udalem sie riksza na dworzec. Jednak gdzies pomiedzy biurem a miejscem odjazdu ulotnila sie klima, telewizja i to co zastalismy (po drodze dolaczyly sie 2 hiszpanki i grupka Zawszefotorobiacych Japonczykow) na miejscu nie nazywalo sie rolercoasterem tylko dlatego, ze Hindusi maja niezle poczucie humoru. 7 h trasy tym wrakiem najpewniej zapewnilo mi wysoka pozycje podczas kolejnych trzech reinkarnacji. Jakby tego bylo malo, Pani Pogoda przypomniala sobie o monsunie i zamienila Rishikesh w super wielka miejscowke do skima. No ale nic - koniec koncow dotarlismy w Himalaje, wielkie gory ktorych zupelnie nie bylo widac, bo byl srodek nocy.
Od rana jednak sytuacja wygladala znacznie lepiej i pojawilo sie pytanie - co mozna robic nad Gangesem? Jesli ktos chcialby sie dorobic wielce interesujacej choroby skory to na pewno sie w nim kapac. Mniej chetnym na zostanie koszmarem dermatologa zostaje zaleganie przy herbie z mega widokami, wodospady, smiganie po lasach, chowanie zarcia przed malpami i generalny chill w swiatyniach i okolicy. Plan zrealizowany na 100%.
Zaraz wpadaja Mironscy, wiec pewnie mini uzupelnianie promilazu i od jutra Delhi skate research.Taaaaaaak!



ulica

Rishikesh skim spot

widok z okna

zajebiscie wielki Shiva nad zajebiscie wielkim

Gangesem wpatruje sie zajebiscie wielkie Himalaje

kolo


krajobraz z malpiszczem