niedziela, 21 września 2008

Ide na plaze...


ALOHA!

Pure for Sure

A jak nie piuree to chociaz wielka piatka i lokalne piwko po powrocie. Dzieki za ratowanie tylka Sur!

No i sto lat i wszystkiego najlepszego, nieco spoznione, ale tu jest mega zacofany kraj i wszystko jest opoznione. Tak wiec smajla na papyrze, dobrej baby w wyrze, marmuru pod kolami i Zubra z ziomami! I sporo innych fajnych rzeczy, ktorych Ci inni zyczyli.

5!

India skate raport - vol 2.

AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Sa tu jednak skate lokalesi!

Ale straszliwie skamuflowani i dopiero po pieciu tygodniach trasy udalo sie odkryc jednego. Na trasie laczacej nic... z drugim nic, ktore lezy po prostu troche blizej miasta Manali rozebrzmial nagle jakze przyjemny dzwiek poliuretanowych kolek. Chwile potem zza zakretu wylonil sie pierwszy skate indyjczyk. Co prawda nie opanowal jeszcze prawie niczego poza smiganiem na kreche po himalajskich serpentynach, lecz i tak zyskuje z miejsca zaszczytny tytul pierwszego hindi czlowieka-rakiety. W ogole Sonam (bo tak tez sie nazywa) jest niezlym kozakiem - ma wlasnego slonia, ktorego musi wyprowadzac na spacer, ma hawire z widokiem na lodowiec i pole podejrzanych chwastow kolo domu. Ma tez mega zajawke i gdy przedstawilem mu taki niesamowity trik jak shov-it, zalapal go w jakies 14,5 minuty (o ollie mu nie wspominalem, bo gripu niestety deska nie miala).

himalajski czlowiek-strzala

i jego slon

kumple Semena to raczej leszcze



A w ogole to dalej niezle sie bawimy, sprawdzajac co kraj slynacy z Bollywoodu, curry i sloni z malymi uszami ma do zaoferowania w dziedzinie ciosania na kawalku kanadyjskiego klonu. Oto kolejne kilka rzeczy, ktore mozna zrobic, gdy calkiem przypadkiem ma sie deske w Indiach.

6) Mozna posmigac po trasach w okolicy Udaipuru, dac wywiad w lokalnej gazecie, pojawic sie w wiadomosciach i ogolnie zyskac niemaly fejm w miescie.





7) Trafic na brygade malych szatanow pedzacych ulica na street lodge.


8) Pozalegac w cieniu z lokalesami.


9) Wykreowac przecietnego boya hotelowego na super stylowego prosa, dzieki czemu moze on teraz swobodnie podbijac serca wszystkich niemek, hiszpanek, szwedek i wloszek po 40, przyjezdzajacych do jego hotelu. Lokalne pre-skatebicze tez wygladaly na zainteresowane.


10) Odkrecic trucki i sprobowac sandboardingu na wydmach przy granicy z Pakistanem (choc to w sumie nie bylo tak zabawne jakby sie moglo wydawac na poczatku)


11) Dac arabusom okazje do dobrej zabawy.


Chwilowo nie wiem co mozna robic dalej, bo od tygodnia monsun ostro sie daje we znaki, ale jak przestanie to sie cos wymysli.

Na dachu swiata

Co za beznadziejny tytul posta. Bez kitu. Zjechalem do poziomu Wojciecha Cejrowskiego lub kogos, kogo zbtnio poniosl entuzjazm podczas tlumaczenia wywiadu z sir Edmundem Hilarym*. Poza tym to sciema. Wcale nie bylem na dachu. Nooo... majac porownywac to do wiezowcow z wielkiej plyty byloby to 9 pietro (to ostatnie z winda), w nowym budownictwie pewnie bylyby juz skosy na suficie. W sumie to najbardziej pasuje "na strychu swiata", choc to nie brzmi az tak patetycznie.

W kazdym badz razie Himalaje to zajebiscie malownicze gory, ktorych nie widac zupelnie z powodu mgly i ulewy i zamieci i chmur do tego (brakuje tylko deszczu zab albo tunczyka). Ale koniec koncow, (mimo kilku podejsc, przegranego starcia z lokalnym klakiem, grubych targach o jeepa i innych dziwnych akcji) 4001 m.n.p.m. udalo sie jakos osiagnac, glownie dzieki kierowcy przy ktorym Holowczyc to totalny amator.
Na tej jakze wysokiej... wysokosci, przeleczy nazwanej romantycznie Pile of Dead bodies (czy tez z ichniejszego Rothlang La), Hindusi poprzebierani niczym Sigma i Pi z Matplanety (moda zimowa zatrzymala sie na kombinezonach z lat 80) rzucaja sie sniezkami, lepia balwany, robia sobie glupie zdjecia, wrzeszcza na innych hindusow, ze chca wracac bo im zimno, ze sie ktos tam zgubil, ze skonczyla sie whisky i takie tam rozne. Generalnie niezly cyrk na czterech tysiach. Fajnie, ze juz jestem na dole.

droga kreta i zawila...


ze spadajaca gdzieniegdzie woda...

widokami...

i mega zimera na miejscu.


koles przed nami za duzo gral w
Need for Speed


niezla swinia jak na krolika

w okolicy maja strasznie
zachwaszczone podworka

elo Himalaya!



* zacny z niego czlowiek. A tak poza tym to jako pierwszy wszedl na Mount Everest(8848 m.n.p.m. dzieciaku) i to tylko dlatego, ze gora akurat byla w okolicy.

ps. Pozdrowienia dla Kasi, Asi, Basi, Zosi i jeszcze kilku dziewczat, ktore proste (acz znaczace) zdanie "Ta jedyna trasa przez przelecz jest nieprzejezdna z powodu silnych opadow sniegu od konca wrzesnia do polowy maja." interpretuja jako "Koniec wrzesnia to 29, 30, wiec mamy jeszcze tydzien". Mam nadzieje, ze wrocicie przed Wielkanoca. Powodzenia!