czwartek, 2 października 2008

200% wakacji.

Czyli siedzimy na Goa. Fajne to Goa. Niewiele sie dzieje, aktywnosc zostala sprowadzona do prostych komend takich jak "jesc", "plywac", "opalac sie", "spac", "gin z tonikiem?". Krajobraz sprzyja takiemu trybowi zycia i oferuje jedynie palmy, piasek i morze (no i najtansze w calych Indiach drinki, choc nie wiem czy to zasluga geografi). Raz widzielismy rzeczke, ale nastepnego dnia jej nie bylo, bo byl przyplyw.
AAAA i sa jeszcze fale, a calkiem przypadkiem odkrylem kto posiada jedyna surf deske w okolicy i w towarzystwie hiszpanczykowo-australijskim staram sie zalapac o co w tym wszystkim chodzi i czemu wszyscy sie tym tak jaraja.


Palolem


szczyt bezguscia i zlego smaku

wczesne popoludnie

pozne popoludnie

kleszcze smierci

morskie maszkary

Cthulu, smazony

Goa backcountry

Znikam bo znow sie warun na deske pojawil.

ALOHA!

ps. Askaaaa pewnie zimno w Polsce co? :)