poniedziałek, 29 września 2008

43 ...

...godziny w pociagu to nie byle co. A tyle mniej wiecej zajmuje przemieszczenie sie z brzydkiego Delhi na ladne Goa. Jako klasyczny bialas, zaznajomiony jedynie z naszym rodzimym PKP i jego europejskimi odpowiednikami (no i turecka hardkor koleja) odpowiednio przygotowalem sie na wyprawe, zabierajac siate hambuksow z Maka, litry koli, kanapki i w ogole siaty cale dobr wszelakich. Mega blad - podrozujac hindyjczykowymi kolejami nie trzeba sie przejmowac niczym. Herbata donoszona jest co minute siedem sekund w godzinach od 6:15 do 23, lozko jest wygodne,wentylatory ciche, posilki w pelnej gamie wegetariansko-miesno-wspanialej serwowane sa niczym w luksusowych restauracjach, a w czasie wolnym na korytarzach przemieszcza sie szerokie spektrum indywiduow wszelkiej masci, od czolgajacych sie zamiataczy plecakow po dzieci robiace salta do przodu. No i do tego widoki - moznaby siedziec z nosem przyklejonym do szyby (gdyby tylko w pociagu byly szyby).

godzina 8

godzina 16

godzina 25

godzina 29

godzina 35


Wiecej chwilowo nie bedzie bo na Goa jest tak fajnie, ze nie chce sie tracic czasu w kafejach. Moja surf deska czeka. Aloha!

niedziela, 21 września 2008

Ide na plaze...


ALOHA!

Pure for Sure

A jak nie piuree to chociaz wielka piatka i lokalne piwko po powrocie. Dzieki za ratowanie tylka Sur!

No i sto lat i wszystkiego najlepszego, nieco spoznione, ale tu jest mega zacofany kraj i wszystko jest opoznione. Tak wiec smajla na papyrze, dobrej baby w wyrze, marmuru pod kolami i Zubra z ziomami! I sporo innych fajnych rzeczy, ktorych Ci inni zyczyli.

5!

India skate raport - vol 2.

AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Sa tu jednak skate lokalesi!

Ale straszliwie skamuflowani i dopiero po pieciu tygodniach trasy udalo sie odkryc jednego. Na trasie laczacej nic... z drugim nic, ktore lezy po prostu troche blizej miasta Manali rozebrzmial nagle jakze przyjemny dzwiek poliuretanowych kolek. Chwile potem zza zakretu wylonil sie pierwszy skate indyjczyk. Co prawda nie opanowal jeszcze prawie niczego poza smiganiem na kreche po himalajskich serpentynach, lecz i tak zyskuje z miejsca zaszczytny tytul pierwszego hindi czlowieka-rakiety. W ogole Sonam (bo tak tez sie nazywa) jest niezlym kozakiem - ma wlasnego slonia, ktorego musi wyprowadzac na spacer, ma hawire z widokiem na lodowiec i pole podejrzanych chwastow kolo domu. Ma tez mega zajawke i gdy przedstawilem mu taki niesamowity trik jak shov-it, zalapal go w jakies 14,5 minuty (o ollie mu nie wspominalem, bo gripu niestety deska nie miala).

himalajski czlowiek-strzala

i jego slon

kumple Semena to raczej leszcze



A w ogole to dalej niezle sie bawimy, sprawdzajac co kraj slynacy z Bollywoodu, curry i sloni z malymi uszami ma do zaoferowania w dziedzinie ciosania na kawalku kanadyjskiego klonu. Oto kolejne kilka rzeczy, ktore mozna zrobic, gdy calkiem przypadkiem ma sie deske w Indiach.

6) Mozna posmigac po trasach w okolicy Udaipuru, dac wywiad w lokalnej gazecie, pojawic sie w wiadomosciach i ogolnie zyskac niemaly fejm w miescie.





7) Trafic na brygade malych szatanow pedzacych ulica na street lodge.


8) Pozalegac w cieniu z lokalesami.


9) Wykreowac przecietnego boya hotelowego na super stylowego prosa, dzieki czemu moze on teraz swobodnie podbijac serca wszystkich niemek, hiszpanek, szwedek i wloszek po 40, przyjezdzajacych do jego hotelu. Lokalne pre-skatebicze tez wygladaly na zainteresowane.


10) Odkrecic trucki i sprobowac sandboardingu na wydmach przy granicy z Pakistanem (choc to w sumie nie bylo tak zabawne jakby sie moglo wydawac na poczatku)


11) Dac arabusom okazje do dobrej zabawy.


Chwilowo nie wiem co mozna robic dalej, bo od tygodnia monsun ostro sie daje we znaki, ale jak przestanie to sie cos wymysli.

Na dachu swiata

Co za beznadziejny tytul posta. Bez kitu. Zjechalem do poziomu Wojciecha Cejrowskiego lub kogos, kogo zbtnio poniosl entuzjazm podczas tlumaczenia wywiadu z sir Edmundem Hilarym*. Poza tym to sciema. Wcale nie bylem na dachu. Nooo... majac porownywac to do wiezowcow z wielkiej plyty byloby to 9 pietro (to ostatnie z winda), w nowym budownictwie pewnie bylyby juz skosy na suficie. W sumie to najbardziej pasuje "na strychu swiata", choc to nie brzmi az tak patetycznie.

W kazdym badz razie Himalaje to zajebiscie malownicze gory, ktorych nie widac zupelnie z powodu mgly i ulewy i zamieci i chmur do tego (brakuje tylko deszczu zab albo tunczyka). Ale koniec koncow, (mimo kilku podejsc, przegranego starcia z lokalnym klakiem, grubych targach o jeepa i innych dziwnych akcji) 4001 m.n.p.m. udalo sie jakos osiagnac, glownie dzieki kierowcy przy ktorym Holowczyc to totalny amator.
Na tej jakze wysokiej... wysokosci, przeleczy nazwanej romantycznie Pile of Dead bodies (czy tez z ichniejszego Rothlang La), Hindusi poprzebierani niczym Sigma i Pi z Matplanety (moda zimowa zatrzymala sie na kombinezonach z lat 80) rzucaja sie sniezkami, lepia balwany, robia sobie glupie zdjecia, wrzeszcza na innych hindusow, ze chca wracac bo im zimno, ze sie ktos tam zgubil, ze skonczyla sie whisky i takie tam rozne. Generalnie niezly cyrk na czterech tysiach. Fajnie, ze juz jestem na dole.

droga kreta i zawila...


ze spadajaca gdzieniegdzie woda...

widokami...

i mega zimera na miejscu.


koles przed nami za duzo gral w
Need for Speed


niezla swinia jak na krolika

w okolicy maja strasznie
zachwaszczone podworka

elo Himalaya!



* zacny z niego czlowiek. A tak poza tym to jako pierwszy wszedl na Mount Everest(8848 m.n.p.m. dzieciaku) i to tylko dlatego, ze gora akurat byla w okolicy.

ps. Pozdrowienia dla Kasi, Asi, Basi, Zosi i jeszcze kilku dziewczat, ktore proste (acz znaczace) zdanie "Ta jedyna trasa przez przelecz jest nieprzejezdna z powodu silnych opadow sniegu od konca wrzesnia do polowy maja." interpretuja jako "Koniec wrzesnia to 29, 30, wiec mamy jeszcze tydzien". Mam nadzieje, ze wrocicie przed Wielkanoca. Powodzenia!

wtorek, 16 września 2008

foodcore India

"today pleasure, tomorow diarrhoea!"
Anthony Bourdain

Pora przedstawic wszystkim niecny i do tej pory ukrytu cel wyjazdu. Na pewno nikt sie nie domyslil, nikomu do glowy nie przyszlo,ba, nawet nie smial podejrzewac, ze...
drugim dnem tripu jest kulinarna eksploracja Indii, zmasowany atak na kubki smakowe przy uzyciu szamy, ktora lokalesi uznaja za:
a) smaczna
b) zdrowa
c) pozywna
Uprawiam taka kulinarna partyzantke i nie zawsze wychodzi mi to na dobre, ale jestem dzielny i niczym Anthony Bourdain, Andrew Zimmerman i inne osoby znane z Discovery Travel&Living, ryzykuje zdrowie, zycie i podniebienie, przemierzajac dzika puszcze lokalnych menu.

Oto lista 10 najwiekszych kulinarnych wypasow, jakie trafily sie w polnocnych Indiach. (przy okazji pochwale sie znajomoscia laciny)

1) ex equo(to po lacinsku) z innymi wypasami z tybetanskiej patelni.

fried chesse veg momo

tofu egg chowmein

thenkuk


2) samosa - taki indyjski klasyk. Fota robiona z 3 razy, bo podstepne malpiszony zmasowanym atakiem raz za razem odbijaly mi posilek, ale w koncu udalo sie.


3) thali - czyli wszystko co tylko dasz rade zjesc palcami.


4) paneer masala omlet (cokolwiek to znaczy). W ogole kolo omletowy z Jodhpuru jest niezlym kozakiem, siedzi w biznesie od ponad 30 lat, jest znany na calym swiecie i wie co zrobic by kura byla dumna z jaja. Szacuneczek!


5) makahani lassi (Madzior, banana-mango lassi sie przy tym chowa!)


6) stuff chesse tomato curry z niezlym widokiem.


7) almond cake & lemon, ginger tea (widok tez niczego sobie)


8) paaner tikka - taki warzywno- serowy szaszlyk.Ogien!


9) malai kofta(smazone kulki warzywne w sosie) z zimnym Kingfisherem (w kwestii browarow musza sie jeszcze wiele nauczyc).


10) McDonald Veg Suprise, Aloo Burger i srednia kola. Chce takie w polszy!


Zglodnialem. Ide na momo.
Piatka!

ps. Z indyjskim curry (jako przyprawa) to niezla sciema. Tak naprawde curry (kari) oznacza po prostu warzywa, a to ze doprawiaja je na 50545268 sposobow (w wiekszosci przy uzyciu chilli, imbiru, kolendry, czosnku, kminu rzymskiego, kolendry itp) to inna sprawa. Sa w tym dobrzy i za to ich lubie.

wakacje

W zwiazku z setkami maili (tzn. byly dwa, ale to zawsze swiadczy o jakims zainteresowaniu) oswiadczam, ze z przyczyn niezaleznych mam wakacje od wakacji. Czas wolny przeznaczam na rozwoj duchowy oraz interesujace lektury, pomagajace mi zrozumiec sens zycia, wszechswiata i calej reszty.
Niedlugo rusze w dalsza trase i dalej bedzie sie dzialo.


czwartek, 11 września 2008

Hello Himalaya!

AAAA!!! Jaram sie, jaram sie, jaram sie! Zostaje Tybetanczykiem! Bez kitu! Po 9 godzinach jazdy w gore, pokonywaniu zakretow 270 stopni i ogolnie mega wielkiej dawce adrenaliny dotarlem do malego raju! Babcia by pewnie powiedziala, ze Jezuska w serduszku nie mam, ze sie z ta nacja buntownicza zadaje, ale wszem i wobec oswiadczam, ze sa wspaniali i wlasnie siedze w miejscu, ktore zostaje wpisane do mojej osobistej czolowki najlepszych na swiecie.
Dharamsala (w tlumaczeniu luznym schronienie vel miejscowka) to miejsce w ktorym ulokowala sie wiekszosc uchodzcow z okupowanego przez Chiny Tybetu, zakladajac tu swoj rzad, swoje szkoly, restauracje i wszystko inne. Mieszkam sobie 2 minuty od rezydencji Dalaj Lamy, mam z okna widok na jakis lodowiec, na desce mam 20 min do wodospadu, ktory sluzy za prysznic, w gorach wypatruje roznych stworow, ucze lokalne dzieciaki jezdzic i nie wiem zupelnie jak mam sie zebrac, by to miejsce opuscic. Raz jeszcze "Jaram sie!"

Jest jeszcze zylion innych powodow, dla ktorych tak tu fajnie:
1) nikt tu nie probuje sprzedac ci na sile wiadra, wypastowac japonek ani czyscic uszu za kase.
18) ludzie spia w domach, a nie na ulicy.
21) ludzie sie usmiechaja do siebie.
32) przecietny mlody tybetanczyk wyglada jak skrzyzowanie 50 centa z postacia z bijatyki na PS2
45) przecietna mloda tybetanka wyglada jak Chun-Li ze Street Fightera (a to najlepsza postac na swiecie).
46) pierozki momo i thukpa (!!!).
47) wszystkie inne cuda jakie tu potrafia wykonac na patelni.
211) bez problemu mozna kupic piwo.
432) je sie glownie paleczkami.
560) ulice nie przypominaja wysypiska.
985) jest cieplo, ale nie goraco.
4675467) psy wygladaja jak psy a nie jak zombie.
66949464) herbate pija sie tu bez mleka.
77880708) mnisi cwiczacy sztuki walki.
998708799) mlynki modlitewne
zylion) spokoj, spokoj i raz jeszcze spokoj.

mycie zebow z widokiem

szczesliwosc

droga do lazienki

prysznic

stwor gorski

chlopaczki z sasiedztwa

tybetanski rycerz jedi

ulicznie

momo madness

nie wiem, ale zajebiste!

Tak na koniec (jesli w ogole ktos to do konca czyta). Wiem, ze Tybet jest daleko i w ogole, ale jesli masz chwile to poczytaj ( http://www.freetibet.pl/about ), zastanow sie, moze cos zrob, bo jak tu kiedys trafisz tez sie bedziesz jaral tym miejscem!