czwartek, 11 września 2008

Bling, bling Armitsar

Po nocy spedzonej na przesiadkach w miejscach, ktorych nazwy nie potrafie nawet wymowic, po monsunowej apokalipsie, ktora przetoczyla sie przez okolice i lokalnych autobusach, ktore mialy byc delux, a byly od tego odlegle mniej wiecej tak bardzo jak ja jestem teraz od Gdyni udalo mi sie dotrzec do Armitsar.
Miasto nie byloby slawne zupelnie z niczego, gdyby nie fakt, ze dawno dawno temu jeden koles postawil tu swiatynie (prawie) cala ze zlota. Stoi takowa otoczona bialym marmurem i swieci sie 24 h na dobe. W ogole Guru Nanak (bo tak tez sie ten zacny czlowiek nazywal) mial swietne pomysly. Tak dla odmiany zalozyl, ze wszyscy ludzie na swiecie sa w porzadku, fajni i w ogole. Spodobalo sie to wielu w porzadku, fajnym i w ogole osobom i tak powstala religia Sikhow, wedlug ktorej kazdemu nalezy sie szacunek, miejscowa do spania i jakas szama. Jest tez sporo pobocznych watkow, takich jak zakaz golenia sie i cinania wlosow przez cale zycie, noszenie turbanu i takie tam, ale generalnie wszystko wypada przyzwoicie i jest stanowczo egzotyczne.
Jako, ze wedlug tej zacne religii kazdemu nalezy sie wyrko (a byla 5 rano), pierwsze co to z takowego skorzystalem, padajac na cyc gladko i odsypiajac trase. Druga sprawa bylo sniadanie, wiec w towarzystwie indyjsko-angielskim udalem sie na sniadanie. Miejsce, w ktorym jada dziennie 40 tysiecy osob(tak wiecej nieco niz ludnosc Sopotu) bez kitu tobi wrazenie.
I (bo wiecej nie ma co pisac), najedzony, wyspany i pod wielkim wrazeniem udalem sie w Himalaje.

bling dzienny

bling nocny

sniadanie

pan porzadkowy

talerzowo

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Niezły złoty bar mleczny typu "Słoneczny" - a to przejście między tackami to dla kelnerów czy kucharek?.
Świstak.