piątek, 10 października 2008

400 % wakacji

Hampi bylo spoko, ale koncowka tripu powinna sie skonczyc na Goa. I sie konczy. Palolem zaczyna ozywac, restauracje na plazy pojawiaja sie z dnia na dzien, a moje zycie na kilka dni sprowadzilo sie do egzystencjalnych pytan: "koszulka zielona czy biala?", "czy moge dostac menu?", "Czy w twoim domku tez rosnie palma?", "czy jest mojito?"....
Jedynym dniem, ktory przelamal wymieniana wyzej rutyne byla sroda. Bardzo pracowita. W towarzystwie Floriana von Niemiaszka ruszylismy bowiem przez cale Goa do Anjuny na slynny Flea Market, na ktorym spedzilismy cale 15 minut, bo go nie bylo. Lekko podlamani cofnelismy sie do Panji, stolicy calego stanu. Gdybym byl w Lizbonie to powiedzialbym, ze to miasto wyglada jak Lizbona, ale nie bylem, wiec moge jedynie powiedziec, ze wszyscy ktorzy w niej byli tak mowia.No i ma ciekawe sklepy monopolowe, czego nie omieszkalismy zbadac dokladnie. Kulminacja calego jakze wyczynowego dnia byl wypad do pobliskiej Spice Farm, by przekonac sie, ze pieprz i wanilia pochodza z drzewa (serio, czasem nawet tego samego), kawa tak naprawde jest czerwona, a ananas rosnie do gory.

Fal nie ma, na plazy jakies weze sie walaja, angielscy turysci zaczeli puszczac house wieczorami, krab mnie zaatakowal... Pora wracac!

ps.W czwarteczek Sfinks?

sie lowi...

...nie zawsze ryby, ale sie lowi.

Palolem najt

Slynny plazowy Anjuna Market

Kosciol najswietszej panienki w Panji

i sama panienka

Z cyklu pieprz i wanilia.Pieprz.(wanilia bedzie w nastepnym odcinku)

zapylacz


Hinduska klasa srednia na wakacjach.

1 komentarz:

Iga pisze...

Nie możesz wrócić. Co z blogiem :/